Zaznacz stronę

Jednym z najczęstszych pytań, jakie zadają właściciele psów, które sprawiają problemy, jest pytanie o to, ile czasu potrwa rehabilitacja zachowania psa. Najlepiej, gdyby zachowanie psa udało się zmienić pstryknięciem palcami, magicznym zaklęciem przy pomocy czarodziejskiej różdżki. Właściciele, a czasami również szkoleniowcy, rzadko zadają sobie pytanie o przyczynę danego zachowania. Stąd bardzo często tak zwana rehabilitacja polega na zahamowaniu problemowego zachowania, zamiast realnej pomocy w rozwiązaniu problemu, który leży u podstaw tego zachowania. Rehabilitacja zachowania psa nigdy nie jest łatwa i prosta, nie ma też szans powodzenia, jeśli w działania nie włączy się właściciel i nie zmieni swojego postępowania wobec psa. Właściciel i pies stanowią parę, która wzajemnie na siebie wpływa i nie sposób zmienić zachowania jednego bez wprowadzenia zmian w zachowaniu drugiego.

Za pomocą poniższej historii chciałabym pokazać jak trudna, pracochłonna i czasochłonna bywa czasami rehabilitacja psa. W przypadku Shani, suczki, którą poznaliśmy w 2010 roku na klasach komunikacji we Włoszech, rehabilitacja będzie trwała całe życie psa.

Sylvie i Diego, właściciele Shani, zobaczyli ją po raz pierwszy we wrześniu 2008 roku w schronisku. Shani była wtedy pięciomiesięcznym szczeniakiem i miala na imię Samba. W boksie skakała i szczekała bez opamiętania, i w ogóle nie wyglądała na pięciomiesięcznego psiaka: była chuda, miała wielkie uszy i świdrujące spojrzenie, do tego piekne rude futro i bursztynowe oczy.
Sylvie i Diego mieli już psa, dorosłego samca golden retrievera. Dlatego zdecydowali się na adopcję młodej suczki. Sylvie była szkoleniowcem i taki wybór wydał jej się najlepszy.
Zabrali Sambę na próbny spacer i całkowicie się w niej zakochali. Sylvie wspomina, że suczka przylgnęła do jej nogi i szła ze wzrokiem wbitym w jej oczy. Nie węszyła, nie rozglądała się, nie odrywała oczu od Sylvie. Była jak ziszczenia marzenia każdego szkoleniowca.
Przez miesiąc Sylvie i Diego odwiedzali schrosnisko i zabierali Sambę na spacery. Chodzili z nią na wycieczki w góry, zabierali do restauracji czy pubu, przechadzali się po ruchliwych, miejskich ulicach. Samba wszędzie zachowywała się idealnie, ignorowała otoczenie wpatrzona w przyszłych właścicieli, spokojnie jeździła samochodem. Jedynie na widok innych psów reagowała lekkim podekscytowaniem, szczekała i szybko się odsuwała. Ogólnie jednak była psem idealnym. Sylvie pamięta, jak bardzo była nią oczarowana: Samba była ciągle przy niej, wciąż w nią wpatrzona, jej reakcje były błyskawiczne, jednocześnie zachowywała się spokojnie, kiedy sytuacja tego wymagała.
Wreszcie Sylvie i Diego podjęli decyzję o adopcji. Sylvie była przekonana, że ich wspólne życie z Sambą będzie wspaniałe. Musiała jedynie popracować nad tym niewielkim problemem w reakcjach na inne psy, ale przecież była szkoleniowcem, więc to nic trudnego.
Wkrótce rozpoczęły spacery po ulicach miasteczka, a Sylvie zawsze miała w kieszeni smakołyki. Kiedy napotykały innego psa, Sylvie dawała Sambie komendę “siad” i nagradzała ciasteczkiem. Była przekonana, że w ten sposób buduje w suczce pozytywne skojarzenie: inny pies = nagroda.
Jednak pies nie reagował na ten trening zgodnie z oczekiwaniami. Z niektórymi psami czasami pozornie się to udaje, dlatego może wydawać się, że takie sztuczki świetnie się sprawdzają. Jednak są psy, u których takie powierzchowne rozwiązanie problemu przyniesie skutek odwrotny od zamierzonego. Tak właśnie stało się z Sambą, której w międzyczasie imię zmieniono na Shani. Suczka przestała zwracać uwagę na właścicielkę, zaczęła zachowywać się hałaśliwie, reagowała błyskawicznie na psy, koty, rowery, samochody, biegnących ludzi itp. Według Sylvie, kompletnie zwariowała. Szczekała i rzucała się na wszystko, dosłownie wszystko. Nie była w stanie spokojnie zachowywać się nawet na spacerze po pustym polu. W domu nie potrafiła znaleźć sobie miejsca, wciąż chodziła bezustannie, popiskując i szczekając. Sylvie i Diego zaczęli przywiązywać ją do łóżka, żeby zmusić do odpoczynku. Shani zaczęła też sikać w domu, czasami nawet 4 razy w ciągu jednego poranka.
Najgorsze były spacery, które zamieniły się w koszmar: Sylvie była ciągnięta na smyczy przez psa, który wciąż szczekał i rzucał się na wszystko, co zobaczył. To bezustanne szczekanie doprowadzało Sylvie do szału i wyciągało z niej wszystko, co najgorsze. Zdecydowała się porzucić szkolenie pozytywne na rzecz tradycyjnych metod, chociaż wiedziała, że to i tak nie przyniesie pożądanych efektów, ale chciała zemścić się na Shani i zadać jej ból. Miała nadzieję, że suka umrze we śnie.
Ich życie zmieniło się w piekło. Shani spuszczona ze smyczy goniła wszystko, co tylko się ruszało, tracąc zupełnie panowanie nad sobą. Wiele razy naraziła się na niebezpieczeństwo: raz prawie wpadła do studni, innym razem chciała wyskoczyć przez okno z drugiego piętra, widząc psa sąsiadów – Sylvie w ostatniej chwili udało się ją złapać; rzuciła się też do wylanej rzeki, Sylvie musiała wskoczyć za nią, by ją uratować, ale był to ostatni raz, kiedy Shani została spuszczona ze smyczy.
W atakach bezsilności i wściekłości Sylvie zdarzało się ją uderzyć. Jednak cały czas szukała jakiegoś rozwiązania. Wreszcie zdecydowali się zabrać Shani na klasy komunikacji do Alexy Capry. To właśnie wtedy się poznaliśmy, gdy Sylvie i Diego przyjechali na klasy po raz pierwszy. Po tej pierwszej wizycie postanowili zaufać Alexie i jej metodom. Zaczęli przyjeżdżać na klasy co tydzień, chociaż centrum szkoleniowe było oddalone od ich domu o 200 km. Jeździli tak przez wiele miesięcy.
Po jakimś czasie zaczęli zdawać sobie sprawę, że przyczyną złego zachowania ich psa było przerażenie otoczeniem oraz olbrzymi stres tym spowodowany. Na początku Shani zachowywała się idealnie, ponieważ ufała Sylvie i polegała na niej. Spoglądanie na właścicielkę było w rzeczywistości pytaniem “Co teraz robimy? Boję się/ Nie wiem, jak się zachować. Pomóż mi.” W odpowiedzi na wpatrzone w nią oczy Shani Sylvie zawsze mówiła “Dobry pies”, jednak to nie była odpowiedź, której Shani potrzebowała. W rezultacie suka zdecydowała się sama o siebie zatroszczyć. Szczekając i rzucając się w kierunku rzeczy czy psów, które uznawała za niebezpieczne, a wkrótce za niebezpieczeństwo uznawała wszystko, chciała jedynie utrzymać zagrożenie w bezpiecznej odległości. Całkowicie pogubiła się w swoich lękach, była sama, bez pomocy ze strony Sylvie i Diego, którzy dodatkowo swoją agresją wobec niej jeszcze pogłębiali jej strach.
Uczęszczanie na klasy komunikacji pomogło Sylvie i Diego zrozumieć całą sytuację. Powoli zaczęli rozpoznawać stany emocjonalne Shani. Okazało się, że suka próbowała się z nimi komunikować, jednak bez pomocy Alexy jej właściciele nie potrafili tego zauważyć. Z czasem nauczyli się, że każda pozycja ciała, każdy ruch, każdy obrany przez Shani kierunek nie jest przypadkowy i ma znaczenie komunikacyjne. Shani prosiła ich o pomoc w odpowiednio zaaranżowanych sytuacjach, a właściciele uczyli się reagować we właściwy sposób. Powoli coraz częściej byli w stanie jej pomóc, a ona zaczynała im na nowo ufać.
Jednak cały proces trwał bardzo długo. Dopiero po kilku miesiącach właściciele dostrzegli niewielką poprawę. A rehabilitacja zachowania Shani trwa do dziś, choć obecnie nie jest już tak intensywna. Shani nie jest psem doskonałym, nigdy nim nie będzie. Kiedy dziś słyszy szczekającego psa sąsiadów, biega po domu i popiskuje. Ale potrafi się uspokoić. Wcześniej szczekała i rzucała się bezustannie całymi dniami. Obecnie potrafi już sama położyć się i zasnąć, nie musi być w tym celu przywiązywana do łóżka. Wraz z wyjazdami na klasy właściciele nauczyli się porzucić swoje oczekiwania wobec Shani. Nauczyli się radzić sobie z sytuacjami kryzysowaymi i pomagać Shani, by lepiej się poczuła. Nie oczekiwali niczego innego. Nadal nie oczekują, że Shani polubi ludzi, psy, koty czy rowerzystów. Codziennie zabierają ją na samotne spacery. Nigdy nie poprosili nikogo o opiekę nad nią, co oznacza, że od kilku lat nie byli na wakacjach. Sylvie nie twierdzi, że tak powinien zachować się każdy właściciel. To był tylko ich wybór i decyzja. Ale efekt ich pracy jest dla nich widoczny: Shani radzi sobie na spacerze poza miastem, potrafi przespać noc, bardzo rzadko zdarza jej się załatwić się w domu, potrafi dojść do siebie po sytuacji kryzysowej. Jest miła i posłuszna, choć nie można na niej polegać kiedy się czymś podekscytuje. Sylvie planuje nauczyć swoją mamę, w jaki sposób odpowiednio opiekować się Shani, dzięki czemu ona i Diego mogliby wybrać się w długo odkładaną podróż.

Shani nie udało się naprawić. Bo nie da się naprawić żywego stworzenia. Można tylko pomóc.
Jak powiedziała Sylvie:
“Mogliśmy zahamować jej zachowanie. Albo po prostu pozbyć się jej, spuścić ze smyczy w jakimś lesie lub oddać z powrotem do schroniska. Mogłam nawet pozwolić jej się utopić w tej rzece, wystarczyło poczekać kilka minut. Jednak to, że tego nie zrobiliśmy, było najlepszą decyzją w naszym życiu. Bo tu nie chodzi o poświęcenie czy szkolenie psów. Chodzi o to, czego ta szalona suka nas nauczyła.”

Przypadek Shani jest ekstremalny, w ocenie samej Alexy jest to najtrudniejszy pies, z jakim kiedykolwiek pracowała. Ponadto pokazuje, że rehabilitacja zachowania psa nie jest łatwa i czasami trwa bardzo długo, nawet całe życie psa. I nigdy nie będzie skuteczna, jeśli swojego zachowania nie zmienią również właściciele.

 

3 kwietnia 2014

Paulina Ziółkowska